środa, 26 czerwca 2013

[11]. Sprzeczne cele


Powiedziałam coś ostatnio o rozdziale 11 lipca? Dochodzę do wniosku, że miałam na myśli rozdział dwunasty. : )
Przedstawiam Wam kolejny rozdział, który moim zdaniem tylko miesza. Radzę jednak przeczytać go uważnie, bo poruszyłam tutaj kilka wątków, ważnych dla dalszego rozwoju fabuły. ^^  Muszę ogarnąć się z wszystkimi planami na to opowiadanie i ułożyć je w głowie, bo jeśli zrobię zbyt duży bałagan, to będę miała problem. No i Wam będzie się źle czytało.
Jesli natomiast chodzi o tytuł rozdziału, na razie nie mówi on zbyt wiele. Zdradzę jednak, że chodzi tutaj o zamiary Amestryjczyków i Cretańczyków. Dalej wszystko sie wyjaśni. xD

Proszę o surowe, zgodne z prawdą opinie na temat mojej twórczości, jeśli tak mogę to nazwać. : )
_____________________________
 
[Centrala, 14 października 1916r.]

      Wskazówki na wielkim zegarze, umieszczonym na Dworcu Centralnym, nieubłaganie zbliżały się do godziny 6:30 rano. Słońce wzeszło stosunkowo niedawno, jednak zdążyło skutecznie osuszyć ziemię z porannej rosy. Powietrze było chłodne i zadziwiająco rześkie, dzień zapowiadał się równie przyjemnie, co doskonale sprzyjało wszystkim podróżującym.
      Jean Havoc siedział na niewielkiej, drewnianej ławce, w zamyśleniu zaciągając się papierosem. Jego wzrok uważnie badał nowoczesny skład wagonów, podstawiony na dwunasty peron dworca, służący wyłącznie do dyspozycji wojska. Pierwszy wagon zaraz za lokomotywą, był wagonem gabinetowym, służącym do zebrań, natomiast w pozostałych znajdowało się łącznie dziesięć przedziałów sypialnych. Brzmiało całkiem zachęcająco, zwłaszcza, że czekało ich co najmniej dziesięć godzin podróży. Mężczyzna uśmiechnął się lekko, zerkając w stronę reszty brygady. Jeśli ładnie to rozegra i zdoła ich namówić na jedną lub dwie partyjki pokera, może nieźle zarobić, a wtedy droga do zdobycia dziewczyny stoi otworem!
 - Havoc, jesteście tutaj potrzebni! - zawołał stanowczo Roy.
      Wojskowy rzucił papierosa na posadzkę, po czym bezlitośnie zmiażdżył go podeszwą buta. Wstał niespiesznie i dołączył do pozostałych.
 - Tak, generale?
 - Przekazaliście braciom Elric, że obowiązkowo mają założyć swoje mundury? - spytał. - Wyjeżdżamy do obcego państwa, ważne, aby uznano nas za poważnych.
 - Tak, przekazałem... - ziewnął zaspany. - Alphonse przyjął to na spokojnie, Ed mruczał coś pod nosem, ale powinien się dostosować.
      Generał nie słuchał już jednak Havoc'a, a całą uwagę skupił na swojej adiutantce. Kobieta z uwagą przeglądała jakieś dokumenty, rozpoznał w nich te, które dotyczyły kultury Crety. Uśmiechnął się i lekkim krokiem ruszył w jej stronę.
 - Riza, kiedy dojedziemy na miejsce, zapraszam na kolację we dwoje - powiedział z euforią, uśmiechając się zadziornie.
 - Generale, pana obowiązkiem jest skupić się na sprawach państwa - odparła spokojnie, nadal spoglądając w dokumenty.
 - Czas się znajdzie, dla chcącego nic trudnego - dodał z entuzjazmem. - Ponowię zaproszenie później.
      Kiedy mężczyzna się oddalił, kobieta odetchnęła z ulgą. Nie potrafiła powstrzymać lekkiego uśmiechu, który mimo woli wymalował się na jej ustach. Prawda była taka, że od zawsze zaintrygowana była poważnym, zabawnym, skutecznie dążącym do swego celu alchemikiem. Nigdy jednak nie okazywała tego zainteresowania, nie odwzajemniała także jego miłych gestów. Być może dlatego, że nade wszystko bała się zniszczyć łączącą ich więź? Przez tyle lat pasowało jej wyłącznie to, że mogla stać za jego plecami, pomagać mu, chronić go. Czyżby Roy Mustang w końcu zmiękczył jej serce i podkusił ją do tego, aby zaryzykować? Nie wiedziała tego, a raczej nie chciała się dowiedzieć. Na razie trzymała nad wszystkim kontrolę i nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłoby być inaczej...

* * *
[Cretua, 14 października 1916r.]

      Był środek nocy, jednak na zamku w Cretua wciąż krzątało się sporo osób. Byli to głównie służący oraz kucharze, wciąż czuwający nad przygotowaniami do jutrzejszego balu. Królowa przekazała im całe gro rozkazów i kilka przydatnych wskazówek, tak, aby wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Starali się więc jak mogli, aby przypadkiem nie zawieść jej oczekiwań. Nie chodziło o strach przed gniewem młodej władczyni, a raczej chęć uczczenia jej dwudziestych drugich urodzin w należyty sposób.
      Jeśli zaś chodzi o Yuri, przebywała obecnie w swojej komnacie, przebrana w szaty nocne. Raz jeszcze przeglądała listę zaproszonych gości chcąc być pewną, że należycie ugości każdego z nich. Była zmęczona, ciężkie powieki raz za razem opadały na jej oczy, jednak dzielnie walczyła ze snem. Nie mogła się jeszcze położyć, musiała załatwić tyle ważnych spraw...
      Mimo braku wiatru, jedwabna zasłona zaszeleściła cicho. Dziewczyna zerknęła przez ramię, kątem oka dostrzegając lekki ruch materiału. Wahała się chwilę, po czym wstała i skierowała się w stronę okna. Odsunęła zasłonę, zamknęła okno, po czym znowu je zasłoniła. Drgnęła lekko, dostrzegając na śnieżnobiałym materiale pojedyncze ślady krwi. Czując lekki strach przełknęła ślinę i odwróciła się przodem w stronę ciemnego pomieszczenia, oświetlanego wyłącznie przez jasne światło naftowej lampki nocnej, stojącej na pobliskim stoliku.
 - Wyjdź z ukrycia - rzuciła rozkazującym tonem.
      Nic się nie działo. Kusamo nie odpuszczała jednak, uważnym wzrokiem badając każdy centymetr powierzchni w pokoju. Była pewna, że ktoś wtargnął do pomieszczenia, w końcu krew na jedwabnych zasłonach nie bierze się znikąd.
      W końcu do jej uszu dotarł cichy śmiech. Z cienia w końcu pokoju wyłoniła się sylwetka wysokiego, szczupłego mężczyzny. Dziewczyna utkwiła w nim wzrok, dostrzegając po chwili potargane, zakrwawione ubrania, dłuższe, czarne włosy i przenikliwe, błękitne oczy. Przybysz uśmiechał się lekko w tajemniczy sposób. Zbliżył się do niej na odległość dwóch metrów, po czym skłonił się z gracją.
 - Pani.
 - Noah... - warknęła, czując wzbierającą w niej irytację. - Co ty sobie wyobrażasz?! Zakazałam ci pojawiać się tak nagle i to w mojej osobistej komnacie!
 - Błagam o wybaczenie - odparł spokojnie, nadal pozostając w ukłonie.
      Yuri odetchnęła z ulgą, odgarniając z ramienia długie kosmyki włosów, w kolorze nienaturalnie jasnego blądu.
 - Jak ty wyglądasz...? - mruknęła z dezaprobatą. - Znów dokonałeś przemiany? Kogo zabiłeś tym razem?
 - Dwóch żołnierzy, pani - odparł obojętnym tonem, prostując się. - Spieszyłem do ciebie, kiedy zagrodzili mi drogę i oznajmili, że dalej nie pójdę. Nie miałem czasu na dyskusje.
      Królowa w milczeniu zabrała się za sprzątanie papierów z biurka. Noah zawsze miał swój własny kod postępowania, nauczyła się, że nie warto go upominać.
      Kiedy skończyła porządki, na powrót zbliżyła się do chimery. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w jego oczy, jednak nie zdołała wyczytać z nich żadnych emocji - jak zawsze pozostawały uważne, jednak wyzute z uczuć. Westchnęła cicho.
 - A gdzie się podziewa ten twój kolega od cyrkowych sztuczek? - zagadnęła.
 - Jinnai Spencer? Okazał się nieudolnym idiotą, zabił go jego własny ojciec.
 - Świetnie... Po prostu świetnie... - Przeciągnęła się, czując ból w okolicach kręgosłupa. - Noah, pomóż mi rozluźnić moje ciało.
 - Nie zdążyłem odświeżyć się po podróży, pani.
 - Trudno.
      Dziewczyna zbliżyła się do mężczyzny, po czym złapała go za nadgarstek i pociągnęła w stronę wielkiego łoża z baldachimem. Noah nie opierał się, jako mężczyźnie wcale nie przeszkadzała mu postawa królowej. Znali się od dziecka, można nawet powiedzieć, że przyjaźnili. Kiedy jednak on stał się chimerą, relacje między nimi zmieniły się bezpowrotnie. Domyślał się, że ona cierpiała z tego powodu i chciała w jakiś sposób zatrzymać go przy sobie, jednak... Przecież także się zmieniła. Może... nie. Na pewno bardziej, niż on.

* * *

 - Poker.
      Edward Elric rzucił na stół karty, sięgając dłońmi po stosik banknotów, leżący na jego środku. Po chwili pieniądze dołączyły do pozostałej części, leżącej po stronie Stalowego Alchemika. Wszyscy gracze mierzyli go nieprzychylnym, wręcz wrogim spojrzeniem.
 - To kolejny, już trzeci raz - westchnął zawiedziony Breda. - Niebywałe...
 - Moje pieniądze... - jęknął załamany Havoc.
      Al westchnął cicho, kręcąc z politowaniem głową. Siedział w głębi pomieszczenia, racząc się pobliską miską czereśni, a zarazem obserwując toczącą się grę. W sumie to nie musiał nawet obserwować, aby wiedzieć, że jego brat kantuje. Postanowił jednak się nie wtrącać, a biernie oczekiwać dalszego biegu wydarzeń.
      Niespodziewanie Roy Mustang pstryknął palcami, a wiązka ognia powędrowała tuż przed twarz starszego Elric'a. Ed krzyknął krótko i jak długi wraz z krzesłem poleciał w tył. Z rękawów jego munduru wysypało się kilka wyższych kart.
 - Tak oto wygrywa nasz karzełek! - Roy wybuchnął śmiechem.
      Stalowy Alchemik zmieszał się nieco, jednak uwaga rzucona przed chwilą przez Płomiennego Alchemika była czymś, czego nie mógł puścić mimo uszu. Zerwał się na równe nogi, jak najbardziej gotów do walki.
 - Karzełku?! Zaraz zobaczysz, jak ten karzełek skopie ci dupsko!
      Żyłka nad skronią generała zapulsowała nerwowo. Często zastanawiał się, dlaczego to właśnie Stalowy Alchemik posiada ten rzadki dar doprowadzania go do białej gorączki.
 - Pragnę zwrócić twoją uwagę na pewien fakt... - powiedział powoli, tasując talię kart. - Podczas ostatniego egzaminu sprawdzającego umiejętności, przegrałeś naszą walkę z kretesem.
      Alphonse jęknął cicho, widząc, jak w jego bracie wzbiera furia. Potęgował to jeszcze zwycięski uśmiech, goszczący na twarzy dowódcy. Nie chcąc być mieszanym w ich dziecinne dyskusje i poczynania, skierował wzrok za okno wagonu. Wokół wznosiły się wysokie, groźne góry, nad którymi zbierała się mgła. Alchemika Duszy ogarnęło nieodparte wrażenie, że w tych górach kryje się coś dzikiego, niebezpiecznego, ale także... intrygującego?
 - Alphonse? Al?
      Drgnął lekko, przenosząc wzrok na Rizę Hawkeye. Kobieta siedziała po przeciwnej stronie stołu, wpatrując się w niego z lekkim niepokojem.
 - Przepraszam, zamyśliłem się - zaśmiał się nerwowo.
 - Też to czujesz, prawda? Magnetyzm gór Chiba.
 - Owszem... - odparł powoli, nadal błądząc w swoich myślach. - Wydaje mi się, że wokół nas znajdują się olbrzymie pokłady energii... Powiedziałbym nawet, że alchemii.
 - Zgadza się. Rząd Amestris od lat ubiega się o pozwolenie wstępu na te tereny, jednak Creta kategorycznie odmawia. Tutejsi ludzie uważają alchemię za siłę destrukcyjną, która nie powinna być praktykowana przez ludzi.
 - Być może mają rację... - mruknął posępnie.
      Riza westchnęła cicho. Wiedziała doskonale, że wspomnienia piekła, które Elricowie widzieli na własne oczy, na zawsze pozostaną żywe w ich wspomnieniach. Ból utraty bliskich, ciężar błędów dźwigany na barkach - uczucia te nie znikną, bracia na zawsze będą pamiętać. Miała jednak nadzieję, że młodym alchemikom uda się dzielnie stawić czoła przeszłości, zaakceptować ją w pełni i odważnie walczyć o świetlaną przyszłość. Przyjaciele martwili się o nich, ponieważ mimo pozornego szczęścia, wewnętrzne demony wciąż targały ich młodymi umysłami, niepokojąc dusze. Znali te uczucia, w podobny sposób dręczyły ich przez lata po anihilacji Ishvar... I dręczą nadal.
 - Riza?
      Panna Hawkeye gwałtownie wyrwała się z ponurych myśli i przeniosła wzrok na swojego przełożonego. Roy wpatrywał się w nią z widocznym niepokojem, tracąc zainteresowanie wrzeszczącym Edwardem. To było dziwne. Nadal nie przywykła do faktu, że alchemik bez skrępowania zwraca się do niej po imieniu.
 - Tak, generale?
 - Jesteś zmęczona, powinnaś się położyć.
 - Muszę przejrzeć jeszcze kilka dokumentów - odparła, sięgając po obszerną, czarną teczkę, leżącą obok miski czereśni.
 - Poruczniku, odpocznijcie. To rozkaz.
      Kobieta westchnęła cicho, z rezygnacją cofając rękę. W sumie miał rację, odczuwała niemałe zmęczenie.
      Wstała niespiesznie i skierowała się do drzwi, prowadzących do wagonów sypialnych. Zatrzymała się na moment w progu, rzucając stanowcze spojrzenie w stronę siedzących przy kartach mężczyzn.
 - Mam nadzieję, że nie wymyślicie niczego głupiego i z powagą podejdziecie do obecnej sytuacji - powiedziała poważnym tonem. - Musimy zrobić dobre wrażenie na władcach krajów ościennych.
 - Wszystko jasne, Riza. Nie masz czym się martwić! - zawołał z euforią Roy, machając jej. - Kolorowych snów!
      Zmarszczyła brwi, po czym zniknęła za drzwiami. Ostatnie słowa Płomiennego Alchemika wcale jej nie uspokoiły, wręcz przeciwnie - obawiała się, że zostawiając ich samych, popełnia wielki, naprawdę wielki błąd.

13 komentarzy:

  1. Szybko uwinęłaś się z tym rozdziałem, skubana. Ja ciągle myślę jak mogę ciekawie coś napisać, a ty nie masz z tym problemów jak widzę D: Rozdział po prostu świetny, aż nie mogłam się oderwać. Pojawia się sporo nowych pytań, jestem bardzo ciekawa jak dalej się to rozwinie :) Czekam niecierpliwie na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. hura, nowy rozdział!

    generalnie ja to już od trzech rozdziałów czekam, aż się Riza przemoże i w końcu zacznie coś robić ze swoim uczuciem do Mustanga. jeszcze jej chłop pozna na balu pozna jakąś Cretaczynkę [whut? xD] i wtedy będzie dramat i zazdrość. ó_ó

    Edziu jak zwykle szaleje, a już myślałam, że raz w życiu mu się poszczęściło i coś wygrał, a tu meh - oszukiwał. ;-;

    kurde, Yuri też wyobrażałam sobie jako brunetkę! dlaczego wy [ty i Perełka] mi to robicie? same blondynki. ;___; ale niepokoi mnie ta relacja z Noah, oj, niepokoi. mam nadzieję, że królowa nie panuje nic co do delegacji z Amestris. ó_ó no i rzecz jasna już rozkminiam, co może ją łączyć z nim. pozostaje czekać. :D

    no i co, czekam, co dalej. :D tak baaaardzo wszystko stopniujesz, czekam, aż rozpocznie się już główna intryga, akcja i cała reszta. :D

    pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. YO xD
    Ok, skomentuje i przeczytam dziś, żeby brzydko mówiąc mieć z głowy tego bloga. (Mam u innych dużo zaległości, np.17, 15 rozdziałów, przez rok się uzbierało xD)
    1) Jean "może nieźle zarobić" - No tak. W sumie można się łatwo wzbogacić, ale lepiej grać na rozbieranego xD
    2) Świetna akcja z chimerą i królową. Spodobało mi się to w jaki sposób ułożyłaś jego wypowiedzi.
    3)Poker! Yeah! Czuje, że się coś stanie. Ciekawe co XD ... Hah, wiedziałam. Biedny Havoc. stracił majątek.
    4)Dobre posunięcie Roya. Tego się nie spodziewałam.
    5) Oczywiście przekomarzanie się tez musi być. Jasne, to nigdy mi się nie znudzi.
    6) Ciekawostka o górach jest... hm... ciekawa?
    7)Odnośnie przemowy Riza to ja to odbieram tak, że oni jej jakiś kawał wywiną. Ale nie zabieram pomysłów.
    8) kolejne wyobrażenie w mojej głowie... Roy. Dookoła niego gwiazdki, Roy ze słodką miną, woła do Rizy: Dobranoc! Heh... epickie XD
    Dzięki za dawkę dobrego humoru. Razem z innymi czytelnikami wyczekuje kolejnych przygód "Wesołego pociągu".
    Pa ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy szablon, podoba mi się! Nie ma to jak paru godnych kolesi w garniakach... i Riza - przywykłam do oglądania jej w mundurze, mała czarna to dobra odmiana!
    Jak dla mnie rozdział wcale nie miesza - główni bohaterowie znów mają chwilę spoczynku w pociągu (Ed kantuje i do tego chyba wcale nie czuje się winny - dlaczego mnie to nie dziwi...). A scena z Yuri i Noah wprowadza kolejną zagadkę, której efektów nie mogę się doczekać...

    OdpowiedzUsuń
  5. Za mundurem panny sznurem! A co dopiero jak taki przyjdzie w garniaku? Chce cię uzmysłowić, że szablon mi się podoba. Kolorystka szczególnie. Wszyscy lubimy szary~
    Zniszczyłaś mi wyobrażenie o Yuri. Zakładałam, że ona to ta z tych dobrych, a nie złych. Co ty takiego kombinujesz? Co to za iście szatańska intryga? Ja się boję xD
    A Riza może na balu coś ten teges... dojdzie między nimi? Wiesz ja bym się nie obraziłaa... Ciekawi mnie ich wątek, ponieważ są bardzo oryginalną parą. Wiesz ty co... tak wkurzać Edka w biały dzień? Nie stawiasz na jego umiejętności, tylko pchniesz go do oszustwa? Edek jak chce to potrafi. Ale w sumie... batoniki kuszą, po co ryzykować? xD Myślałam, ze Roy mu je spali, serio.
    A tak poza tym to świetnie piszesz, miło być świadkiem jak dochodziłaś do tego wszystkiego. Ogólnie jestem zadowolona i czekam na kolejny rozdział! Niech wakacje dodają weny! Mam wrażenie, ze dzisiaj mam budyń zamiast mózgu. Ale to mniejsza. POzdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie obejrzałam jeszcze całej serii o alchemikach, ale bardzo dobrze czyta mi się twoje opowiadanie :) Prześliczny szablon!

    OdpowiedzUsuń
  7. Opowiadanie świetne! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieje, że będzie dużo Roy'a i Rizy. ;__; xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne opowiadanie, ostatnio mało jest "świeżo wydawanych" opowiadań z FMA ;)

    Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam:
    http://fma-fanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój błąd - http://opowiadanie-fma.blogspot.com/

      Tak, odwrotnie jak u ciebie, dopiero teraz zauważyłam ;)

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak, tak, informuję o nowym rozdziale.

    http://fma-fanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam na kolejny rozdział :D

    /Aishasofonisba

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam na kolejny rozdział!!!!!!!!! Weny , weny , weny!!!! <333333

    Zapraszam też do mnie : http://alittlebitstrangestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń