środa, 19 grudnia 2012

[07]. Ostateczna walka

Yo! Nie było mnie miesiąc, za co przepraszam. Nie mam pojęcia, jak od nowego roku będę dodawała notki. Tyle nauki jeszcze nie widziałam, serio. o.O''
Dziękuję za komentarze! Postaram się na nie krótko odpowiedzieć:
~ Kasumi - cóż, nigdy nie planowałam zakończyć opowiadania na Mizobe. xD  To zaledwie wstęp, ale ważny. Dowiesz się w swoim czasie, kto pociąga za sznurki. ^.^
~ Alchenaed - fakt, Jinnai wystąpił jedynie w krótkim fragmencie. Co do akcji poza Mizobe... Heh, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, powinno być ciekawie.
~ Perełka - nie załamuj się, jeden błąd nie przekreśla Twojej kariery! A wątek z Mizobe... Raczej nie szło go pominąć. Później zrozumiesz, dlaczego męczyłam was tymi ośmioma rozdziałami. XD
~  Priya - bardziej lubię Noah. Będzie taki... No, zobaczysz. xD  Po co znowu krąg? W założeniu miało być inaczej, ale ja, głupia, znalazłam tą kartkę z planami już po dodaniu rozdziału. Musicie przeżyć ten brak oryginalności. ; (  Chodzi głównie o dokonanie zniszczeń na większą skalę.
~ Whisper - hah, nie bardzo wiem, co ci odpowiedzieć. ^.^'  Powiem tak: Na pewno wyjaśnię, jaki cel miał Jinnai. Nie wiem kiedy dokładnie, ale na pewno.

Zapraszam do lektury. Ciekawa jestem Waszych reakcji po tym rozdziale!
______________________________

   Nad głowami przechodniów zaczęły ukazywać się pierwsze gwiazdy, którym towarzyszył księżyc w nowiu. Z minuty na minutę robiło się co raz chłodniej, dzięki czemu można było odetchnąć od całodniowego upału. Prawdopodobnie były to ostatnie podrygi tegorocznego lata, następne tygodnie przepełnione będą okropną, deszczową pogodą.
   Pułkownik Green stał przy oknie w swoim gabinecie, zamyślonym wzrokiem spoglądając na pobliski rynek. Nie było tam niczego nadzwyczajnego - spacerujący ludzie, dzieci chlapiące się wodą z fontanny. Mężczyzna uśmiechnął się lekko, dostrzegając między nimi swojego siostrzeńca. Dorośli starali się nie rozmawiać przy malcach o sytuacji w mieście, jednak Alex na własne oczy widział to, co przytrafiło się Milii. Green nie miał pojęcia, w jaki sposób ma wyjaśnić ośmiolatkowi to zajście, jednak pomocni okazali się zaprzyjaźnieni sąsiedzi. Obiecali zająć się chłopcem do rozwiązania sprawy, za co był im dozgonnie wdzięczny.
   Usłyszał stanowcze pukanie do drzwi. Odwrócił się w ich stronę, po czym chrząknął cicho.
 - Wejść!
   Drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem, a do pomieszczenia weszli bracia Elric. Edward zajadał się szaszłykiem ze słodyczy, natomiast Al uśmiechał się przepraszająco. Oboje nieśli reklamówki, przepełnione prowiantem.
 - Dzień dobry, pułkowniku - przywitali się.
   Nieco osłupiały mężczyzna kiwnął głową, po czym wskazał im sofę.
 - Siadajcie...
 - My tylko na moment. Odkryliśmy, że kwatera wojska będzie kolejnym celem mordercy - wyjaśnił Al.
    Green drgnął, a jego źrenice rozszerzyły się pod wpływem szoku. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego...
 - C-Co takiego...!? Ale... J-Jak to!?
   Stalowy zbliżył się do biurka, po czym rozłożył na nim mapę Mizobe, z zaznaczonym na niej kręgiem transmutacyjnym.
 - Widzi pan? Morderca nie jest idiotą, wszystko sobie zaplanował.
   Pułkownik przez dłuższą chwilę lustrował kartkę wzrokiem, po czym spojrzał na braci.
 - Nie do końca rozumiem...
 - To krąg transmutacyjny. Nie jest kompletny, nie wiemy do czego służy, ale mimo to jest poważnym zagrożeniem.
   Dowódca milczał przez chwilę, rozważając słowa braci. Nie znał się na alchemii, jednak ich postawa wyraźnie wskazywała na to, że nie ma czasu do stracenia.
 - Macie jakiś plan...? - spytał z nadzieją.
 - Cóż... Zgaduję, że morderca chce przypuścić otwarty atak... - Ed przełknął to, co miał w ustach. - Zwykli żołnierze nie mają z nim szans, będziemy walczyć sami. Wy zapewnijcie ochronę mieszkańcom miasta.
 - Jesteście tego pewni...?
   Bracia wymienili spojrzenia, po czym potwierdzająco skinęli głowami.
 - Dobrze.
   Mężczyzna sięgnął po znajdujący się na biurku telefon i wykręcił odpowiedni numer.
 - Kapitanie Rain, proszę zwołać ludzi. Cały obszar w promieniu kilometra od koszar ma zostać ewakuowany w ciągu godziny. Tylko zróbcie to cichaczem, w przeciwnym razie spłoszycie wroga.
   Odłożył słuchawkę, przenosząc wzrok na braci.
 - Zrobione - milczał przez chwilę. - Powiedzcie... Po co wam tyle jedzenia?
   Alphonse westchnął, natomiast Ed uśmiechnął się szeroko.
 - Morderca może zaatakować nawet za kilka godzin, nie zamierzam walczyć z pustym żołądkiem - odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. - Chodź, Al.
 - Do zobaczenia, pułkowniku.
   Zaskoczony Green przez dłuższą chwilę wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęli bracia. W końcu zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
 - W alchemii wiek naprawdę nie ma znaczenia – powiedział rozbawiony.

* * *

   Kapitan Rain westchnął, upijając łyk zimnej już kawy. Rozejrzał się po pustym pomieszczeniu, poszukując jakiegoś zajęcia. W obecnej chwili żołnierze zajęci byli ewakuacją obszaru wokół kwatery, jednak jemu kazano zostać. Podwładni oświadczyli, że z uwagi na wiek nie powinien wykonywać tak trudnej pracy. Początkowo nie dawał się przekonać, jednak w końcu zgodził się słysząc, że ktoś powinien mieć oko na dowódcę. Wprawdzie byli jeszcze Państwowi Alchemicy, ale... Wolał polegać wyłącznie na sobie.
   Usłyszał kroki na korytarzu, a drzwi skrzypnęły nieprzyjemnie. Obejrzał się za siebie będąc całkowicie pewnym, że stoi tam któryś z jego podwładnych. Uchylił ze zdziwieniem usta, widząc w progu Jinnai'a Spencer'a.
 - J-Jinnai? - wydukał. - Co ty tutaj robisz?
 - Pomyślałem, że mógłbym w czymś pomóc... - uśmiechnął się ciepło. - Więc, kapitanie?
   Starzec uważnym wzrokiem wpatrywał się w rozmówcę, marszcząc brwi. Nie podobał mu się wzrok chłopaka: był zimny, jakby pozbawiony uczuć. Tak, wzrok bezwzględnego człowieka.
 - Nie powinno cię tu być. Wracaj...
   Drgnął, widząc wymierzoną w siebie lufę pistoletu. W pierwszej chwili nie potrafił zrozumieć, co tak właściwie się dzieje. Znał Jinnai'a od chwili jego narodzin, widział jak dorasta. Jakim cudem...? Dlaczego...?
 - C-Co ty...? - wyszeptał zszokowany.
 - Wybacz, kapitanie. Znamy się tyle lat, jednak... Musze poświęcić również twoje życie.
 - Jak to... "poświęcić"? Jinnai, ty chyba nie...
   Cofnął się o kilka kroków, nie potrafiąc uwierzyć w to, co widzi.
 - Dobrze pan myśli, kapitanie. To ja jestem mordercą.
   Starzec chciał zawołać o ratunek, jednak nie zdążył. Padł strzał, kula przeszyła jego pierś. Jęknął cicho, wiedział, że to już koniec. Nie mógł niczego zrobić, był bezsilny. Po chwili jego bezwładne, martwe już ciało runęło na ziemię.
   Jinnai zaśmiał się cicho, chowając broń za skórzany pas. Zbliżył się do swojej ofiary, nachylił się, po czym dłonią zamknął oczy mężczyzny.
 - Żegnaj, kapitanie.
   Wyprostował się, zabrał z biurka przypadkową teczkę, po czym spokojnym krokiem ruszył w stronę gabinetu pułkownika. Właśnie zabił wieloletniego przyjaciela rodziny, jednak nie wzbudziło to w nim żadnych emocji. Zrobił to, ponieważ ludzkie życie nie było dla niego niczym ważnym. Zabicie jednej, czy dwóch osób i tak nie zmieni nurtu tego świata.
   W końcu zatrzymał się przed dwuskrzydłowymi, drewnianymi drzwiami. Uśmiechnął się lekko, po czym kilkakrotnie zapukał.
 - Wejść!
   Otworzył drzwi, przekroczył próg i wszedł do gabinetu. Westchnął w duchu. Po raz ostatni musiał grać grzecznego syna ordynatora.
 - Dzień dobry, pułkowniku Green! – Zasalutował. – Nie miałem niczego do roboty, więc postanowiłem pomóc.
   Dowódca wpatrywał się w chłopaka zaskoczonym wzrokiem. Po chwili na jego ustach zagościł pobłażliwy uśmiech.
 - Witaj, Jinnai. Ten jeden raz zrobię wyjątek i pozwolę przebywać ci w kwaterze.
 - Dziękuję!
   Skłonił się nisko, uśmiechając się przerażająco. Dzięki pozycji ojca i swojej aktorskiej grze, ludzie mieli do niego zaufanie. Nawet nie zdawali sobie sprawy z faktu, w co się pakują. Dokładnie w ten sposób postępował w tej chwili Green. Jinnai wiedział, że mógłby go od razu zabić, ale po co? Czy nie lepiej pobawić się swoją ofiarą, potęgując cierpienie psychiczne?
   Zbliżył się do biurka pułkownika i podał mu teczkę. Dowódca przyjrzał się dokumentom, po czym klepnął chłopaka w ramię.
 - Dobra robota, właśnie czekałem na tą teczkę. Jak się miewa kapitan Rain?
   Jinnai drgnął lekko, jednak ciepły uśmiech nadal gościł na jego twarzy.
 - Bardzo dobrze. Odpoczywa w zbiorze akt, popijając ulubioną herbatę.
 - Świetnie. Należy mu się chwila wytchnienia.
   Wstał, odwrócił się tyłem do rozmówcy, po czym zaczął grzebać w sporej szafce, stojącej za jego biurkiem. Jinnai uśmiechnął się z zadowoleniem, a jego dłoń powędrowała w stronę pistoletu. Nie mógł doczekać się wyrazu twarzy Green’a, kiedy ten odwróci się w jego stronę…
 - Pułkowniku!
   Chłopak zastygł w bezruchu, słysząc trzask otwieranych drzwi. Jego serce waliło jak oszalałe. Był zbyt nieostrożny, prawie dał się zdemaskować. Powoli odwrócił się za siebie, przeklinając w myślach. Jego wściekłe spojrzenie padło na braci Elric. Przez chwilę panowała napięta cisza, cała trójka uważnie lustrowała się wzrokiem.
 - Hej, od tych spojrzeń przechodzą mnie ciarki…
   Wszyscy przenieśli wzrok na dowódcę, który z zakłopotaniem drapał się po głowie. Jinnai odetchnął głęboko, starając się zwolnić rytm bicia serca. Niespodziewane pojawienie się braci zrujnowało jego plan, jednak nie może się poddać. W tej chwili nie ma już odwrotu. Zaśmiał się.
 - Pierwszy raz widzę Państwowych Alchemików, pułkowniku.
 - A co tu do widzenia? Jesteśmy zwykłymi ludźmi, nie ulicznymi klaunami – warknął Ed. – Kim tak właściwie jesteś?
   Alphonse milczał, nie odrywając wzroku od tajemniczego chłopaka. Miał wrażenie, że kiedyś już go spotkał. Nie miał tylko pojęcia, gdzie.
 - Nazywam się Jinnai Spencer – powiedział rozbawiony. – Miło mi was poznać.
 - Spencer…? Jesteś synem Davida Spencera?
 - Zgadza się.
   Przez chwilę w pomieszczeniu panowała napięta cisza. Green nie zdawał sobie sprawy, że pomiędzy chłopcami toczy się pojedynek. Oni, choć nie dawali wyraźnych znaków, doskonale o tym wiedzieli.
   Alchemik Duszy uśmiechnął się, posyłając Jinnaiowi przeszywające spojrzenie.
 - Twój ojciec jest alchemikiem, więc… pewnie poszedłeś w jego ślady?
   Spencer zastygł w bezruchu, wpatrując się w Elric’a.
 - Cholera by to, zaskoczył mnie…! - warknął w myślach, po czym odparł. – Nie, alchemia nigdy mnie nie ciekawiła. Te wszystkie zasady i ograniczenia… to zdecydowanie nie dla mnie.
   Zapanowała chwila napiętego milczenia, którą przerwał śmiech Green’a.
 - Chłopcze, zawsze byłeś skromny – powiedział rozbawionym tonem, po czym zwrócił się do braci. – Jako chłopiec, Jinnai wraz z ojcem poznawał tajniki alchemii. Pomagał mu nawet w leczeniu pacjentów…
   Spencer zmarszczył brwi, posyłając dowódcy mordercze spojrzenie. Poczuł, że ogarnia go niewyobrażalna wściekłość.
   W pomieszczeniu zerwał się lekki wiaterek. Bracia Elric zareagowali natychmiastowo – przy pomocy alchemii stworzyli tarczę, za którą ukryli się wraz z Greenem. Mężczyzna chciał zadać im jakieś pytanie, jednak jego głos zagłuszył dochodzący z zewnątrz świst.
 - Pułkowniku, nie teraz. – odezwał się stanowczo Ed. – Proszę tutaj zostać, my zajmiemy się wrogiem.
 - J-Jak to…!? To nie żaden wróg, tylko…!
 - Przykro nam, jednak fakty mówią same za siebie.
   Wyskoczyli z kryjówki i zaatakowali Jinnai'a. Rozpoczęła się zacięta wymiana ciosów, żaden nie zamierzał przegrać. Dowódca oparł się plecami o betonową tarczę, starając się zapanować nad emocjami. Nie mógł uwierzyć, że sprawy przybrały taki, a nie inny obrót. Młody Spencer był przecież wspaniałym człowiekiem, zawsze taki dobry i uczynny... Green nigdy by nie przypuszczał, że w rzeczywistości siedzi w nim demon. Tak, obecnie w jego oczach Jinnai był jedynie potworem, którego trzeba unicestwić.
   Sięgnął do kabury i wydobył pistolet. Przeładował magazynek, po czym wyjrzał zza ściany. Walczący byli zupełnie pochłonięci wymianą ciosów, która nie ustawała nawet na moment. Ich ubrania były poszarpane, a na ciałach znajdowały się liczne zadrapania. Mężczyzna nie zwrócił najmniejszej uwagi na pobojowisko, w które przekształcił się jego gabinet. Przygryzł wargi, bijąc się z myślami. Elricowie mówili, że rozprawią się z mordercą sami. Nie chcieli, aby ktokolwiek się wtrącał, jednak... Czy to w porządku siedzieć w ukryciu i jedynie się przyglądać? Zdecydowanie nie. Powstrzymywała go jedynie myśl, że być może bracia mają plan. Plan, który mógłby legnąć w gruzach przez niepotrzebną ingerencję osób trzecich. Westchnął, i z ciężkim sercem postanowił jedynie pozostać w pogotowiu.
   Po dłuższej chwili odgłosy walki ucichły. Green ponownie wyjrzał zza ściany, ciekaw, co się dzieje. Bracia Elric stali na przeciw Jinnai'a, przyjmując pozycję wygodną do ataku. Spencer opierał się plecami o pobliską ścianę, a na jego ustach znajdował się szaleńczy uśmiech. Wszyscy ciężko dyszeli, wykończeni walką.
 - Walczycie lepiej, w porównaniu z ostatnim razem. Jednak to wciąż za mało, aby mnie pokonać.
 - Zamknij się! - warknął Ed. - Za popełnione morderstwa trafisz przed sąd!
 - Sąd? - zaśmiał się. - Najpierw musicie mnie pokonać.
 - Wszystko w swoim czasie. - Alphonse lustrował wroga uważnym spojrzeniem. - Ostatnio mówiłeś, że "dostałeś takie zadanie", aby mordować ludzi w Mizobe. Od kogo?
   Jinnai drgnął, a uśmiech na moment zniknął z jego twarzy.
 - Heh... - przeczesał włosy palcami. - Naprawdę powiedziałem coś takiego?
 - Tak. Dodałeś, że "poza tym to zabawne".
   Spencer przez chwilę przyglądał się braciom, po czym ze zrezygnowaniem opuścił ręce.
 - Noah miał rację, mówię zbyt wiele... - mruknął jakby do siebie. - Wiecie zbyt wiele. Teraz na pewno nie ujdziecie z życiem.
   W mgnieniu oka stworzył alchemiczne tornado. Bracia przygotowali się do obrony, jednak stało się coś, czego się nie spodziewali. Wirująca masa powietrza uderzyła w ścianę, za którą znajdował się dowódca. Zburzyła ją w całości, a w powietrze wzbiły się kłęby kurzu.
 - Szlag by to…! – warknął Stalowy, zaciskając dłonie w pięści. – Al, zajmij się pułkownikiem. Ja rozprawię się z tym gnojem.
 - Uważaj na siebie, Edziu.
   Alphonse pobiegł w stronę sterty gruzów. Odrzucił kilka kamieni, po czym pochylił się nad bezwładnym ciałem Green’a. Przez chwilę myślał, że doszło do najgorszego, jednak poczuł na policzku wyraźny podmuch ciepła, a klatka piersiowa mężczyzny unosiła się miarowo.
 - Żyje! – zakomunikował radośnie.
   Edward odetchnął z ulgą. Teraz pozostało jedynie rozprawić się z mordercą, i w Mizobe znów zapanuje porządek. Problem w tym, że łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Jinnai nie był słabeuszem, nie wykonywał zbytecznych ruchów. Prawie w ogóle się nie odsłaniał. Z trudem dawali sobie radę we dwoje. Co się stanie teraz, kiedy nie może liczyć na pomoc Al’a? Elric westchnął w duchu.
 - Muszę prędko coś wymyślić, w przeciwnym razie może zrobić się naprawdę groźnie… - stwierdził w myślach.

5 komentarzy:

  1. Bo ogólnie zawsze najciemniej pod latarnią. Szkoda mi Rain'a :( ale tak poza tym to akcja bardzo szybko nabrała tempa w tym rozdziale praktycznie ze zdania na zdanie z czego bardzo się cieszę ;) Jestem ciekawa jak Edkowi uda się powstrzymać Jinnai'a. Szybko doszedł do wniosku, że wraz z bratem, ma pewne problemy w schwytaniu go, a co dopiero samemu. Osobiście podejrzewam, ze uda mu się uciec a takie poważniejsze starcie będzie kiedy indziej. Ciekawe dla kogo chłopak pracuje. Tak sobie łącząc kilka spraw, wykombinowałam, ze może Jinnai'em zawładnął homunkulus. Cofając się do prologów, zbrodnia pasowałaby do niego jak ulał. Ale to tylko tak sobie filozofuję. Pozdrawiam i życzę ciepłych, spokojnych i miłych świąt! ;* I oczywiście czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na sam początek chcę ci powiedzieć, że każdy rozdział czytam całkowicie się wyłączając, jak już zacznę to dopóki nie skończę nie istnieje na tym świecie :D Dziewczyno jak ty świetnie piszesz! Przeczytałam pozostałe rozdziały i podobała mi się walka w rozdziale 5 i końcowa akcja w rozdziale 6 brzmiała obiecująco i ciekawi mnie co się stanie w 7 i w kolejnych skoro to dopiero początek a już tyle się wydarzyło! Dobra zaczynam czytać 7 ^^
    Noo i przeczytałam :D
    Akcja naprawdę leci na przód i jestem ciekawa czy Edzio go zabije i czy w ogóle ten typek zostanie zabity.. Mam nadzieje że już niedługo się dowiem! :D Ogółem akcja w bardzo fajny sposób się rozkręciła, wszystko elegancko po sobie nastąpiło, nie to co u mnie -.- hahaha ^-^ Oczywiście o kolejnym rozdziale będzie trzeba mnie informować, bo przecież ja idiotka nie będę pamiętała żeby sprawdzać nowości w linkach..
    Życzę też Wesołych Świąt, dalszej weny i sukcesów w szkole! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No, wreszcie nadrobiłam to co miałam. ^^ Jeju, szkoda mi kapitana :C Lubiłam go, kurde .__. Widzę, że akcja się rozkręca i Jinnai w końcu przyznał się do swoich czynów (Niech żre gruz, cygan...). Edziu na pewno coś wymyśli i skończą z nim! :D Naprawdę super opisałaś cały przebieg, jestem z ciebie dumna. xD
    Czekam na ciąg dalszy, jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin oraz Wesołych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Yo xD
    Miło widzieć kolejny rozdział. Jak zwykle jestem trochę spóźniona, ale co tam. Ważne jest to, że czytam i komentuję, co nie? No xD
    Zapewne ty i ja przyzwyczaiłyśmy się do tego, że komentuje w punktach. No i dzisiaj także cię nie rozczaruję ;)
    1) "Ed przełknął to, co miał w ustach" - I bardzo dobrze. Jeszcze chłopaczek by nam się udławił. Już widzę jak Al go ratuje xD
    2) " Zwykli żołnierze nie mają z nim szans, będziemy walczyć sami. Wy zapewnijcie ochronę mieszkańcom miasta." - Można się było tego spodziewać.
    3) 'Morderca może zaatakować nawet za kilka godzin, nie zamierzam walczyć z pustym żołądkiem" - Dobre! XD
    4) " zabrał z biurka przypadkową teczkę" - Nie dość, że morderca to jeszcze złodziej. Co za....
    5) "Dzięki pozycji ojca i swojej aktorskiej grze, ludzie mieli do niego zaufanie" - No proszę, a niektórzy z nas muszą zapracować na czyjeś zaufanie. To się nazywa sprawiedliwość.
    6) "A co tu do widzenia? Jesteśmy zwykłymi ludźmi, nie ulicznymi klaunami" A szkoda. Chętnie obejrzałabym ich sobie w cyrku :P Super powiedziane xD
    7) "Przykro nam, jednak fakty mówią same za siebie." I co? Tak nagle walka? Ja tam lubię wiaterek. Posiedziałabym sobie z Jinnai'em. Pogadalibyśmy i byłoby fajnie. Po co atakować? ;D
    8) "Mężczyzna nie zwrócił najmniejszej uwagi na pobojowisko, w które przekształcił się jego gabinet." Jakie tam pobojowisko. Nikt się nie chce przyznać, ale tak wygląda przecież każdego pokój. Teraz nikt się nie chce przyznać xD
    9) " - Żyje!" Kurde! Myślałam, że nie! ;(
    Rozdział super ;) Mam nadzieje, że szybko dodasz kolejny. Pa xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Już nie mogę się doczekać.^^

    Dziś napiszę tylko, że rozdział był świetny i z niecierpliwością czekam na kolejny.

    Przepraszam, ale nie mam weny na komentarze. Postaram się następnym razem, dobrze? ;)

    Ppozdrawiam :*

    Kasumi

    OdpowiedzUsuń