wtorek, 13 listopada 2012

[06]. Ujawniona prawda


Yo. Minęło osiemnaście dni od publikacji ostatniego rozdziału, więc postanowiłam dodać kolejny.
Jak głosi tytuł, ujawniona zostanie prawda dotycząca mordercy (nareszcie!). W jaki sposób, to już sobie przeczytacie. Mam nadzieję, że Waszym zdaniem nie poszłam po łatwiźnie, bo to byłoby złe. Ostatni fragment rozdziału lubię najbardziej, bo pojawia się mój ulubiony bohater (z tych, co sama stworzyłam). Pracuję jeszcze nad rozwojem jego osoby, ale radzę sobie go zapamiętać. xD

Jeszcze jedno – rozdział 8 zamyka akcję z Mizobe! Nie jest to jednak koniec opowiadania, a wstęp do niego. Pierwotnie wątek mordercy z Mizobe miał mieć 4 rozdziały, jednak trochę się przeciągnął. XD  Informuję więc – główna fabuła zostanie poruszona dopiero za kilka rozdziałów, gdzie bohaterowie nie będą już „bawili” się w walkę z alchemikami-mordercami. ; D
_____________________________

[Mizobe, 25 września 1916r.]

   Po kilku dniach ulewnych deszczy, w Mizobe nastał czas wyraźnej poprawy pogody. Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie, swoimi promieniami ogrzewając okolicę. Rośliny wyraźnie odżyły, ich liście przybrały soczyście zieloną barwę.
   Naturalnie, mieszkańcy miasta cieszyli się z poprawy warunków atmosferycznych, jednak nagły skok temperatury i zmiana ciśnienia sprawiły, że większość z nich nie czuła się najlepiej. Z tego powodu korytarze miejscowego szpitala przepełnione były pacjentami, a kolejki ciągnęły się bez końca.
   Jednym z niewielu lekarzy, którym udało się uciec przed cieknącymi nosami i bólami głowy był David Spencer. Leżał na kanapie w swoim gabinecie, uważnie przeglądając ostatnie badania Mili Jones. Wyglądało na to, że stan dziewczyny wyraźnie się poprawił. Mężczyzna zastanawiał się, czy należy wybudzić ją ze śpiączki farmakologicznej jeszcze dzisiejszego dnia. W sumie nic jej nie zagrażało, mogła normalnie funkcjonować.
   Nagle drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem. Spencer drgnął gwałtownie, łapiąc się za serce. Podniósł się do siadu i rzucił w stronę drzwi ostre spojrzenie, z zamiarem wydarcia się na jednego z podwładnych. Powstrzymał się, widząc w progu braci Elric.
 - Ach, to wy. Wejdźcie.
   Alchemicy weszli do pomieszczenia, natomiast lekarz odłożył kartotekę na swoje biurko i przeniósł się na znajdujący się za nim obrotowy fotel. Bracia zajęli miejsca na kanapie, Ed wygodnie się rozsiadł.
 - Doktorze, jak idzie odbudowa zniszczeń po ostatnim ataku? - zagadnął Al.
 - W porządku, co się dało, naprawiłem alchemią. Resztą zajmuje się personel.
 - Rozumiem. A Mila? Co z nią?
   Spencer uśmiechnął się lekko.
 - Bardzo dobrze, jeszcze dziś będzie przytomna. Myślę, że będzie w stanie odpowiedzieć na wasze pytania.
 - Świetnie, wszystko układa się po naszej myśli!
   Edward z euforią klasnął w dłonie, natomiast Al uśmiechnął się lekko. Zgadza się, wszystko idealnie się układało. Przez ostatnie kilka dni przestudiowali większość książek na temat alchemii powietrza, przedzwonili również do Centrali. Generał Mustang w kilka godzin odszukał potrzebne informacje, dzięki czemu mogli na spokojnie obmyślić plan działania. Zdawali sobie sprawę z faktu, że morderca jest naprawdę niebezpieczny, muszą schwytać go jak najszybciej.
 - Będziemy się zbierać, pewnie ma pan sporo pracy - powiedział Ed.
 - Zgadza się, jeszcze kilka minut i wracam na izbę przyjęć.
   Bracia zamienili z lekarzem kilka słów, po czym skierowali się w stronę drzwi. Nagle Al zatrzymał się, grzebiąc w kieszeni spodni.
 - Właśnie, doktorze… Mamy coś, co należy do mordercy.
 - Naprawdę? Co takiego?
   Alchemik Duszy zbliżył się do Spencer’a, po czym pokazał mu srebrny łańcuszek. Kiedy mężczyzna go ujrzał, uśmiech na jego twarzy natychmiast zniknął.
 - Skąd go macie? – szepnął zszokowany.
 - Przypadkiem zerwałem go z szyi mordercy – odparł Ed, uważnie patrząc na lekarza. – Poznaje pan?
   W pomieszczeniu przez dłuższą chwilę panowała cisza. Ordynator wziął łańcuszek i zaczął uważnie badać go wzrokiem. W końcu zwrócił go Alowi i odetchnął głęboko.
 - Jest bardzo podobny do naszyjnika mojej zmarłej żony, ale to nie on. Wybaczcie, mam sporo pracy…
 - Rozumiemy, przepraszamy za najście.
   Bracia opuścili gabinet, będąc lekko zaskoczeni postawą doktora. Nie wywołało to jednak żadnych podejrzeń, Spencer był zdjęty z listy podejrzanych.
   Kiedy drzwi zostały zamknięte, mężczyzna ukrył twarz w dłoniach. W głowie miał straszny mętlik.
 - Ten naszyjnik… Co to ma znaczyć? – wyszeptał drżącym głosem. – Czyżby Jinnai…
   Jego głos załamał się, nie mógł wypowiedzieć ani słowa więcej. Nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że jego jedyny, ukochany syn mógłby kogokolwiek skrzywdzić. Niestety, znaleziony naszyjnik na to wskazywał. Spencer dokładnie pamiętał dzień, w którym kazał wykonać go na specjalne zamówienie dla swojej żony. Drugiego takiego nie było…
 - David, weź się w garść…! – warknął pod nosem. – Chodzi o twojego syna, musisz dowiedzieć się prawdy. Nie ważne, jaka by nie była.
  
* * *

   Powoli otworzyła oczy, po czym rozejrzała się wokół. Wszystkie przedmioty zlewały się ze sobą, nie potrafiła niczego odróżnić. Do jej uszu docierały niezidentyfikowane dźwięki, nie była w stanie niczego zrozumieć. Po chwili poczuła, jak czyjaś dłoń klepie ją po prawym policzku. Kilkakrotnie zamrugała powiekami, dzięki czemu zorientowała się, że soi przed nią mężczyzna ubrany w biały kitel.
 - Mila? Mila, słyszysz mnie?
   Drgnęła, słysząc znajomy, ciepły głos. Po upływie kilku minut zrozumiała, że stojąca przed nią osoba to David Spencer. Momentalnie do jej umysłu powróciły zdarzenia sprzed kilku dni. Jej ciało zaczęło drżeć, a w oczach zebrały się łzy. Uchyliła usta chcąc coś powiedzieć, jednak z jej krtani nie wydobył się żaden dźwięk. Na samą myśl o tym, że nie może mówić, ogarnął ją strach.
 - Spokojnie, Mila. Już nic ci nie grozi.
   Uspokoiła się nieco, czując na swoim ramieniu dłoń mężczyzny. Ogarnęło ją jednak zwątpienie. Co, jeśli doktor zechce wyrządzić jej krzywdę? W końcu zna prawdę o mordercy z Mizobe, jeśli komukolwiek powie, jego syn…
 - Nie martw się, odzyskasz głos w przeciągu dwóch godzin. To tylko podrażnienie przez rurkę, musieliśmy wprowadzić ją do twojej krtani.
   Choć wciąż trochę rozmazany, zobaczyła lekki uśmiech na ustach Spencera. Wyglądał jak zwykle – serdeczny, opanowany, miły dla pacjentów. Czyżby nie wiedział…?
 - D-Doktorze… - wychrypiała.
   Złapała się za krtań, czując przeszywający ból. Jej palce spotkały się z opatrunkiem, który zawiązany był wokół jej szyi. Widząc grymas na jej twarzy, lekarz zmarszczył brwi.
 - Nie wolno ci mówić.
   Dziewczyna zacisnęła dłonie na kołdrze, przygryzając wargi. Czuła się winna, chciała wyznać doktorowi prawdę. Nie chciała, aby traktował ją w tak miły sposób nie wiedząc, że niedługo za jej sprawą pojmany zostanie jego syn.
 - To był Jinnai, prawda?
   Przeniosła na niego zszokowany wzrok, nie dowierzając w to, co słyszy. Mężczyzna patrzył na nią ze spokojem, wymuszając lekki uśmiech. Z jego twarzy nie wyczytała żadnych negatywnych emocji. Wahała się przez dłuższą chwilę, po czym niepewnie skinęła głową.
   Widząc jej gest, Spencer westchnął smutno. Czuł, jak po jego policzkach płyną łzy. Do ostatniej chwili miał nadzieję, że jednak się myli. Nie wierzył w to, że Jinnai byłby zdolny do morderstwa, nie tak go wychował.
   Wstał, po czym podszedł do szafki z lekami. Wydobył z niej strzykawkę, nalał płynu z odpowiedniej buteleczki i zbliżył się do dziewczyny. Nie wiedziała co zamierza, poczuła strach.
 - Spokojnie, dziecko. To jedynie środki nasenne. Prześpisz się trochę, kiedy się obudzisz od razu poczujesz się lepiej… - wstrzyknął ciecz do jej wenflona. – W tym czasie wszystkim się zajmę.

* * *

   Słońce zdążyło już schować się za horyzontem, na błękitnym niebie widniała jedynie pomarańczowa łuna. Temperatura wyraźnie spadła, powietrze stało się przyjemnie chłodne. Na ulicach zrobiło się tłoczno, większość mieszkańców miasta zdecydowała się wykorzystać ostatnie godziny dnia. Wyjątek stanowiły osoby, które były zbyt wymęczone upałem lub miały inne, ważniejsze zajęcia.
   Do tej ostatniej grupy z całą pewnością można było zaliczyć braci Elric. Cały dzień spędzili w miejscowej bibliotece, studiując książki. Co prawda wiedzieli, na czym polega alchemia powietrza, jednak to nie wystarczyło. Za punkt honoru postawili sobie rozszyfrowanie tajemniczego mordercy. Chcieli wiedzieć, dlaczego zabija. Przecież musi mieć jakiś konkretny powód.
   Edward westchnął, uważnym wzrokiem badając leżącą przed nim mapę Mizobe. Przeciągnął się czując, że zdrętwiał mu kark.
 - Dlaczego morderca wybrał akurat to miejsce? – pomyślał głośno.
   Alphonse zamknął czytaną książkę i spojrzał na brata.
 - To chyba nieistotne, Edziu…
 - Przeciwnie. – Stalowy nie odrywał wzroku od mapy. – Morderca jest alchemikiem, mogą kryć się za tym jakieś naukowe intencje.
   Alchemik Duszy utkwił wzrok w krajobrazie, rozciągającym się za oknem. W sumie Ed miał rację, większość alchemików przeprowadza badania, dąży do odkrycia czegoś nowego. Ludzie są chciwi, często są w stanie poświęcić inne istnienia, aby wzbogacić swoją wiedzę.
 - Niech pomyślę… Mizobe otaczają rozległe lasy, poza tym nie wyróżnia się niczym szczególnym… - powiedział po chwili namysłu. – Miasto jak każde inne.
   Edward milczał, z uwagą zaznaczając coś na mapie. Zaciekawiony Alphonse wstał z fotela i stanął za krzesłem brata. Przez chwilę obserwował jego poczynania, rozmyślając.
 - Spójrz, Al. Te krzyżyki to miejsca popełnionych morderstw. Przypominają ci coś?
 - W sumie… - milczał przez chwilę. – Gdyby było ich więcej, można by stworzyć krąg transmutacyjny.
 - Dokładnie. Morderstwa zostały popełnione kolejno w miejscach, leżących na łuku. Jeśli mamy kierować się tą zasadą… Następne będą okolice kwatery wojska.
 - Nie okolice, a same koszary. Widzisz? – wskazał bratu odpowiednie miejsce na mapie.
   Edward uśmiechnął się szeroko, po czym zwinął mapę i schował ją do kieszeni płaszcza.
 - Nie mamy zbyt wiele czasu, aby się przygotować. Morderca może zaatakować w każdej chwili.

* * *

   Jinnai Spencer powolnym krokiem przemierzał tunele ściekowe, znajdujące się pod Mizobe. Wokół panowała niewyobrażalna duchota i smród, ściany pokryte były lepką, zieloną mazią. Za każdym razem, kiedy podeszwy jego butów zderzały się z posadzką, substancja rozbryzgiwała się na wszystkie strony, brudząc nogawki jego spodni. Co chwila machał ręką, odganiając sprzed twarzy roje much, zwabione odpadkami z miasta. Początkowo myślał, że nie zdoła tutaj wytrzymać, jednak po kilku dniach przestał zwracać na to uwagę. Jakby nie patrzeć, opuszczone tunele pod miastem idealnie nadawały się na kryjówkę.
   Po długiej wędrówce tunelami, znalazł się przed sporymi, metalowymi drzwiami. Wahał się przez chwilę, po czym pchnął je i wszedł do pomieszczenia. Jego dłoń powędrowała w stronę włącznika światła i po chwili pomieszczenie rozjaśniło blade, migające światło. Pokój, w którym znalazł się Jinnai był mały, ale w zupełności wystarczał na kryjówkę. Na przeciw znajdowało się zakurzone, drewniane biurko, zawalone różnymi papierami. Mężczyzna zbliżył się do niego, po czym wziął w dłonie jedną z kartek i zaczął uważnie badać ją wzrokiem.
 - Co tam masz, Jinnai?
   Drgnął, słysząc za sobą znajomy głos. Nie brzmiał zupełnie jak ludzki, słychać w nim było dziki warkot. Ostrożnie obrócił się za siebie, przez co jego tęczówki spotkały się z wąskimi, zwierzęcymi ślepiami mężczyzny, stojącego kilka metrów dalej. Ubrany był w czarny płaszcz i ciemne, masywne buty. Jego twarz nie wyglądała jak ludzka, pokrywało ją futro.
 - Już wróciłeś, Noah?
   Starał się, aby jego głos brzmiał normalnie. Stojąca przed nim chimera napawała go lękiem mimo tego, że grali w jednej drużynie. Już raz widział, co Noah robi ze swoimi wrogami, tu też osobami, które w jakiś sposób mu podpadną. Za nic nie chciał zaliczać się do tego grona.
 - Nie interesuj się sprawami, które do ciebie nie należą - warknęła poirytowana chimera. - Nie grzeszę cierpliwością, w tym podobny jestem do naszej szefowej.
 - Spokojnie, za kilka godzin cała kwatera wojska wyleci w powietrze.
   Mężczyzna umilkł, badawczo obserwując chłopaka. Po chwili uśmiechnął się nieco, krzyżując ręce na piersiach.
 - Mówiłem, żeby zrobić tak od początku. Twoim zadaniem jest skupienie uwagi wojska na tym mieście, nie zabawa w mordercę.
 - Wiem, Noah. Możesz zająć się swoją robotą, Mizobe zostaw mnie.
   Jinnai wrócił do studiowania mapy kwatery głównej, nie zwracając już uwagi na towarzysza. Noah widząc to uśmiechnął się szeroko, po czym skierował się w swoją stronę.
 - Obyś nie zawiódł, głupi człowieku! - zaśmiał się, znikając w ciemnościach.

9 komentarzy:

  1. Czyli planujesz coś więcej niż tylko wątek alchemika-mordercy...to dobrze, nawet bardzo^^

    Czytając poprzednie rozdziały, jak i ten, w mojej głowie narodziło się kilka możliwości, kim mógłby być marderca. Jedne racjonalne, inne już mniej...a tu okazał się syn naszego doktorka...ciekawie

    Zastanawiało mnie również, dlaczego wybierał taki schemat swoich morderstw. Czy było to częścią jakiegoś wielkiego planu, czy tylko wymysłem fanatycznego alchemika? Poniekąd ostatni fragment dał mi odpowiedź, ale z ostatecznym osądem poczekam na dalszy rozwój wypadków.Ta chimera mi się spodobała. Lubię takie postacie i jestem ciekawa, jak dalej rozwiniesz jej charakter. :)

    To by było na tyle. Rozdział był świetny.
    Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę.

    Kasumi

    PS. Jestem z siebie dumna. To mój pierwszy, normalny komentarz od jakiegoś czasu. Aż sama siebie nie poznaję ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. haha, wiedziałam, że to on! :D
    ale przyznam się, że po sondzie - sam Jinnai mi jakoś umknął po drodze - niby był, ale jakiś taki we tle. xD
    cieszę się jednak, że to on, bo jestem bardzo ciekawa jego postaci. ^^ i szczególnie to zdanie w jego opisie "Problem w tym, że niektórzy mają więcej niż jedną twarz." - uwielbiam je, rozpływam się czytając je. *__*

    Noah też mnie fascynuje - strzelam, że za jakiś czas poznamy jego historię i czemu jest czym jest. >u<

    boję się, co Spencer zrobił Mili. ;_____; jak jej te środki nasenne wstrzyknął... boję się, że się już nie obudzi bidulka. ;_;

    i przyznam ci się, że nie mogę się doczekać, aż akcja wyjedzie z Mizobe - jestem strasznie ciekawa, co tam dalej wymyśliłaś, jakie nowe postacie się jeszcze pojawią (pojawią się, prawda?) i jak tam będziesz torturować naszych Elriców. >D

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. I jak zwykle były te zaległości... jest mi strasznie za siebie wstyd _._

    Moja dusza detektywistyczna się wypaliła, ot co. Nie mam już prawa porównywać się do detektywów z W11. Moja kariera zakończyła się w tym miejscu ;< Co do notki, to z pewnością kryje się za morderstwami coś więcej. Gdzie ta zabawa, gdyby mordował dla samej przyjemności a nie dla zysku? I ta chimera. A jeśli nie to wtedy przecież chyba wątek można by ominąć. No chyba, że miał na celu przypomnienie naszych kochanych bohaterów (btw. planujesz jakiegoś romasnaa czy sama tylko przygoda i przygoda? ;3) Rozumiem, że w następnym rozdziale będzie rozpierducha? ;3
    Oby ten stary doktorek nic nie zrobił Mili. Jakby nie patrzeć jest jedynym świadkiem. Gdyby się jej pozbyć, jego syn mógłby być bezpieczny.

    Eh... zazdroszczę Ci, że twoje notki pojawiają się regularnie. Moje opowiadanie będzie mieć z 17 rozdziałów, które chciałabym napisać w rok, albo krócej. Ale w takim tempie to... :< Mogę jedynie pomarzyć. A mi tylko jeden głupi moment został do napisania! ughr...

    Czekam na kolejną notkę ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Yo.
    Pierwsze co, to czytając wstęp natknęłam się na coś takiego "Ostatni fragment rozdziału lubię najbardziej, bo pojawia się mój ulubiony bohater" Zjechałam szybko na dół ale powiedziałam sobie "zacznij od początku, a nie od końca". No więc nie wiem o kogo chodzi.
    Komentuje na bieżąco czytając także mój komentarz może być chaotyczny. Wolisz jak skomentuje w punktach jak ostatnio czy normalnie? Nie odpowiadaj! Nie możesz decydować za mnie! No to w punktach wyróżnię to co podobało mi się naj i oczywiście uzasadnię swoją odpowiedź.
    1) Kocham cię za to --> "Nagle drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem" "Ach, to wy. Wejdźcie." No wiesz, ja myślałam, że najpierw się puka potem czeka na polecenie (wejdźcie) a potem się wchodzi ;) Ale spoko, wiem o co ci chodziło. Zwróciłam na to uwagę bo spodobało mi się. Moge się nawet przyznać, wyszczerzyłam się do tych literek XD
    2) "- David, weź się w garść…! – warknął pod nosem. – Chodzi o twojego syna, musisz dowiedzieć się prawdy. Nie ważne, jaka by nie była." Postawa godna pochwały.
    3) "- Spokojnie, dziecko. To jedynie środki nasenne. Prześpisz się trochę, kiedy się obudzisz od razu poczujesz się lepiej… " Hm.. wygląda mi to podejrzanie, ale przecież to nie nasz Dawidek, co nie?
    4)"Dlaczego morderca wybrał akurat to miejsce?" Dobre pytanie. Także uważam to za istotne.
    5) "można by stworzyć krąg transmutacyjny." O nie! Ziemio! Drżyj! Nadciąga! Tak! Już tu jest! Wielki krąg transmutacyjny! UUUU! Kryć się!... No dobra, poniosło mnie. ale po co znowu krąg? Do czego? Nie wiem. Uzyskam odpowiedzi na te jakże dla mnie ważne pytania?
    6) Noah? Wow!
    No więc kogo lubisz naj? Noah czy Jinnai?
    Rozdział ciekawy. Nie czytałam go wcześniej także... Podoba mi się.
    Jakoś dziś jestem do niczego. Nawet napisanie jednego komentarza mi nie wychodzi. Obiecuję, że się poprawię.
    Pa ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam!
    Postanowiłam odpowiedzieć na wasze komentarze teraz, bo chcę udzielić odpowiedzi, a czekać z tym musiałabym do publikacji kolejnego rozdziału.

    KASUMI:
    Twoje komentarze zawsze czyta się z uśmiechem na ustach, ale skoro jesteś z siebie dumna, biję ci brawo! ; D
    Owszem, wątek z Mizobe jest tylko wstępem do dalszej historii. Chodziło o jakiś chronologiczny rozwój akcji (wiesz, skoro w Centrali jest taki napięty grafik, ktoś musi pomóc. Poza tym nie wyobrażam sobie Eda i Ala, obijających się przez cały rok. Nieee, zupełnie to do nich nie pasuje... XD). Tutaj radzę zapamiętać sobie postać Noah, bo jeszcze sporo namiesza. ^.^ Wraz z innymi, oczywiście, ale na razie milczę.

    ALCHENAED:
    Cóż... Jakoś zapomniałam, że w ogóle napisałam takie zdanie. XD
    Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o Spencerze, zapraszam na bloga z opisami bohaterów (link w Informacjach).
    Tak poza tym - mogę zdradzić, że po Mizobe postaram się nie bawić w szalone latanie za jakimiś wrogami. Owszem, pojawią się nowi, ale... Z resztą zobaczysz. XD

    PEREŁKA:
    Ostatni fragment mówi wiele (a przynajmniej miał mówić. XD) - Jinnai dostał zlecenie z góry, aby mordować w Mizobe. Nie zmienia to jednak faktu, że zadawanie cierpienia innym sprawia mu przyjemność. On po prostu należy do tych zimnych, bezdusznych drani, którzy zatracili człowieczeństwo. Jest przy tym opanowany, konkretny... Coś w ten deseń.
    Co do Twoich rozdziałów... Grunt, to się nie poddawać. Wiem, szkoła daje o sobie znać aż za bardzo... T.T'

    PRIYA:
    1. "Pojawia się" w sensie, że po raz pierwszy. Jinnai już się pojawił, pod koniec rozdziału drugiego nawet z imienia. Wiadomo więc, że chodzi o Noah. ^.^
    2. Otworzyły się z hukiem, ale bracia nie weszli do gabinetu - zrobili to na zaproszenie Spencer'a.
    3. Zobaczysz w kolejnych rozdziałach. xD
    4. Odpowiedź? Tak, owszem.
    5. Żeby zabić. XD Nie no, to też za rozdział lub dwa.
    6. Tak, moja the best postać. ^.^
    A pisanie komentarza Ci wyszło. Również szczerzyłam się do literek. Szkoda, że nie piszesz swojego opowiadania tak często, jak u mnie komentujesz. XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybacz mi, NAJJAŚNIEJSZA PANI, za to karygodne opóźnienie. Nawet już mi się nie chcę tłumaczyć co jak i dlaczego, bo zapewne sama znasz powody mojego ociągania się. Eh, cholerne życie nastolatki, haha.
    WOAH. Zrobiło się gorąco! A więc to jednak syn Spencer'a?! No proszę, jaki miły obrót sprawy. Znaczy "miły" jak dla kogo... Bo nie sądzę, żeby David Spencer we własnej osoby cieszył się, iż jego syn okazał się mordercą i to na nim skupiła się uwaga stanowych alchemików. Co zrobi w takiej sytuacji? Spróbuje powstrzymać braci Elric, kiedy odkryją, że to Jinnai? I czy naprawdę miał dobre intencje usypiając Milę czy to właśnie miało za zadanie spowolnić nieco proces? Może dlatego wszystko rozwikła się dopiero w rozdziale ósmy... Kurczę, ale Ty nas uwielbiasz utrzymywać w niepewności, prawda?!
    Krąg transmutacyjny... No ba, przecież to alchemik i na nic bardziej oryginalnego wpaść nie może, haha. Edward i Al powinni już od początku się domyślić, ale cóż - wtedy nie byłoby takiej zabawy. Ciekawe czy naprawdę uda im się go powstrzymać. Pamiętam, że nie wszystko im zawsze wychodziło, ale, jak to pięknie i wzruszająco niegdyś Edward pokreślił - "Jesteśmy tylko ludźmi". "Tylko" czy może "aż"? Edzio powinien trochę uwierzyć w swoje siły, haha.
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Sprawa Mizobe jest naprawdę podejrzana. Dlaczego próbują skupić na sobie uwagę wojska? Kurczaczki.
    Pisz dalej tak świetnie, jak dotychczas. ALBO I JESZCZE LEPIEJ - o ile to możliwe.

    / orchardofhearts.blogspot.com - rozdział czwarty.

    Tacos rule,

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli to dopiero wstęp, no nieźle... Historia zaczyna się rozkręcać! Teraz trochę wybiegnę w przód - mam nadzieję, że nawet po 'opuszczeniu' Mizobe Noah nie zniknie. Bo już mi się spodobał! xD
    Btw, nominowałam Cię do Liebster Blog.

    http://kota-paczy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ohayou!!! Weszłam przypadkowo i wiesz co? Jestem zachwycona. Nabrałam dzieki tobie natchnienia by pisać własnego bloga. Dziękuję Ci. :* weeeeeeeeeeeeeeenyyy!!!!! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe kto teraz natchnie autorkę do powrotu...

      Usuń