środa, 5 września 2012

[03]. Państwowi Alchemicy

Rozdział trzeci dodaję stosunkowo wcześnie, ponieważ właśnie zaczyna mi się nauka. Jak wielu osobom z resztą. Rzecz w tym, że rozpoczynam pierwszą klasę technikum, po którym będę miała dwa zawody. Czekają mnie więc dwa egzaminy zawodowe i matura. Chcę wszystko ładnie zdać, więc przykładam się do nauki od samego początku. ; )

Jak widać, po prawej stronie dodałam informacje. Umieściłam tam link do osobnego bloga z opisami bohaterów. Brakuje bodajże dwóch osób, ale spokojnie, uzupełnię to do końca tygodnia.

Bardzo dziękuję wszystkim czytającym, a przede wszystkim osobom, które komentują moje rozdziały. Dzięki temu wiem, że warto pisać dalej. Jeśli coś w opowiadaniu Wam się nie podoba, macie wątpliwości lub widzicie jakieś błędy, piszcie w komentarzach lub przez GG: 43792600. Osoby piszące bez przerwy doskonalą swój styl, ale do tego potrzebna jest opinia czytających. Tak więc liczę na Was!

Miłego czytania!
__________________________

ROZDZIAŁ TRZECI - PAŃSTWOWI ALCHEMICY


[Mizobe, 18 września 1916r.]

   Nad Mizobe zebrały się ciemne, deszczowe chmury. Zerwał się silny wiatr, który spowodował wyraźny spadek temperatury powietrza. Na ulicach kręciło się niewielu ludzi, wszyscy szczelnie owinięci w ciepłe, jesienne płaszcze. Kto mógł, unikał wychodzenia na dwór. W końcu w taką pogodę naprawdę łatwo nabawić się zapalenia płuc.
   W pobliskiej kwaterze wojska nie zwracano jednak uwagi na warunki atmosferyczne, panujące na zewnątrz. Żołnierze od kilku tygodni uparcie poszukiwali jakichkolwiek poszlak, dotyczących ostatniej serii morderstw. Większość z nich wracała do domu jedynie na kilka godzin, aby wypocząć, odświeżyć się i zobaczyć z rodziną. Poświęcali się pracy z własnej, nieprzymuszonej woli. Nic dziwnego, w grę wchodziło bezpieczeństwo ich bliskich.
   Jedną z najbardziej zapracowanych osób był sam dowódca - pułkownik Green. Od kilku dni w ogóle nie opuszczał swojego gabinetu, przez co podwładni zaczęli się zastanawiać, kiedy sypia. Odpowiedź była prosta: mężczyzna od ponad osiemdziesięciu godzin nie zmrużył oka. Co trzy godziny zamawiał sobie kolejną, czarną kawę, ewentualnie coś do jedzenia. Aktualnie dumał nad ostatnim raportem, starając się poukładać wszystko w swojej głowie. Od trzech tygodni w mieście grasuje morderca, który podrzyna gardła swoim ofiarom. Dotychczas zginęło dziesięć osób, ale prawdopodobnie nie jest to zamknięty bilans. W miejscu popełnionego morderstwa brak jest jakichkolwiek śladów, nikt nie widział nikogo podejrzanego. Tak jest za każdym razem.
   Mężczyzna westchnął ciężko, opierając się o oparcie czarnego, obrotowego krzesła. Spojrzał przez okno na pobliski rynek, gdzie panowała ponura, deszczowa pogoda. Czuł, że jest już na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Nic dziwnego. Wśród zmarłych byli jego znajomi, ludzie, których miał chronić. Poczuwał się do tego obowiązku jako dowódca miejscowej kwatery wojska. Wczorajszego dnia tragedia dotknęła również jego rodziny, konkretniej ukochanej siostrzenicy - Mili. Dziewczyna miała bardzo wiele szczęścia, cudem uniknęła śmierci.
   Rozmyślania pułkownika przerwało pukanie do drzwi. Dowódca odetchnął głęboko, starając się pozbyć przygnębiających myśli. To nie czas na rozterki i załamania. Jeśli chce cokolwiek osiągnąć, musi działać. Znaleźć nowy trop.
 - Proszę! - zawołał.
   Do gabinetu wszedł starszy mężczyzna, jeden z kapitanów kwatery w Mizobe. Jako jeden z niewielu miał na sobie pełne umundurowanie. Większość żołnierzy pozbyła się niewygodnych marynarek i pracowała w białych koszulach.
   Starzec zasalutował, po czym zbliżył się do biurka niosąc kolejną, pełną dokumentów teczkę. Kiedy zobaczył, że na blacie nie ma już miejsca na nic, westchnął cicho. To oczywiste, że Green się przepracowuje.
 - Pułkowniku, przyniosłem dokumenty, o które pan prosił... - powiedział niepewnie, lekko unosząc teczkę.
 - Dziękuję. Usiądźcie, kapitanie Rain. W waszym wieku nadmiar pracy może mieć poważne konsekwencje.
   Mężczyzna uśmiechnął się lekko, kątem oka spoglądając na skórzaną sofę, stojącą na przeciw biurka. Pokręcił przecząco głową.
 - Wybacz pułkowniku, mam jeszcze sporo pracy – powiedział, kładąc teczkę na pobliskim krześle. – Przyszedłem jedynie oznajmić, że panowie alchemicy z Centrali już przybyli.
   Dowódca ożywił się nieco. W jego powoli gasnącym wzroku pojawiło się zdecydowanie. Zamknął teczkę z raportami i odłożył ją na stertę papierów.
 - Niech wejdą, kapitanie Rain.
   Starzec ponownie zasalutował, po czym opuścił pomieszczenie. Pułkownik oparł głowę na rękach, wyczekująco patrząc w stronę drzwi. Miał nadzieję, że generałowie z kwatery głównej przyślą kogoś konkretnego. Kogoś, kto pomoże mieszkańcom Mizobe powrócić do normalnego, bezpiecznego życia…
   Drzwi otworzyły się, a oczom Green’a ukazali się bracia Elric. Mieli na sobie zwykłe, podróżne płaszcze, przez co nie można było odróżnić ich od zwykłych obywateli Amestris. Srebrne zegarki – symbole Państwowych Alchemików spoczywały w ich kieszeniach. Dowódca przez chwilę patrzył na nich w osłupieniu. Co to ma być…? Ci chłopcy… czy oni naprawdę…?
 - Jesteście… Państwowymi Alchemikami? – wydusił w końcu.
   Widząc minę Green’a, bracia wymienili zaskoczone spojrzenia.
 - Zgadza się, pułkowniku. – Głos zabrał Ed. – Nazywam się Edward Elric, a to mój młodszy brat, Alphonse. Na rozkaz generała Mustanga mamy przejąć śledztwo w sprawie seryjnych morderstw w tym mieście.
   Mężczyzna odetchnął z ulgą. A więc Centrala się postarała i do Mizobe przysłano słynnych braci Elric – najmłodszych Państwowych Alchemików w historii kraju. Wciąż byli dziećmi, jednak ich zasługi dla Amestris były naprawdę spore. Opowieści o pokonaniu homunkulusów, dzielnej walce w podziemiach stolicy i uratowaniu milionów ludzi od roku krążyły wśród Amestryjczyków, a nawet mieszkańców sąsiednich państw.
   Pułkownik wyrwał się z rozmyślań, a kąciki jego ust uniosły się ku górze.
 - Proszę, usiądźcie. – Gestem wskazał sofę. – Cieszę się, że Płomienny Alchemik poważnie potraktował problem naszego miasta.
   Chłopcy zajęli miejsca, z uwagą słuchając dowódcy. Sprawa morderstw na pewno nie należała do łatwych. Musieli zacząć działać jak najszybciej, w przeciwnym razie ucierpią kolejne osoby.
 - Postaramy się szybko schwytać sprawcę, pułkowniku Green – powiedział z powagą Al. – Jak wiele udało się dotąd ustalić?
   Mężczyzna westchnął. Milczał przez chwilę, starając się przywołać wszystkie zdobyte informacje. Nie było ich zbyt wiele, jednak nie chciał niczego pominąć. W tej sytuacji każda, nawet najmniejsza poszlaka mogła być na wagę złota.
 - Praktycznie nic. Dokładnie sprawdziliśmy każde z miejsc, w którym dokonano zbrodni, jednak nie znaleźliśmy żadnych śladów…
 - Naprawdę? Przecież to niemożliwe. Każdy przestępca zostawia coś po sobie… - Alphonse z niedowierzaniem spojrzał na brata. – Edziu, masz na to jakieś logiczne wytłumaczenie?
 - Jeszcze nie, ale być może coś mi zaświta. Mówcie dalej – odparł, wyjmując z kieszeni płaszcza swój notes i długopis.
   Pułkownik przez krótką chwilę mierzył go wzrokiem, po czym kiwnął głową.
 - Każde z morderstw dokonane było prawdopodobnie w tych samych okolicznościach. Sprawca zakradł się do domu, poderżnął gardło śpiącej ofierze i opuścił go, nie pozostawiając żadnej, nawet najmniejszej poszlaki. Dotychczas śmierć poniosło osiem osób… - Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach. – Jedyną ocalałą jest moja siostrzenica, Mila…
 - A więc mamy świadka – wtrącił Ed. – Złożyła zeznania?
 - Nie, lekarze wprowadzili ją w stan śpiączki farmakologicznej – odparł z bólem. – Obudzi się najwcześniej za kilka dni.
 - Przykro nam z powodu pana siostrzenicy… - powiedział Al.
   Stalowy Alchemik przez chwilę analizował zapiski w swoim notesie. W końcu zamknął go i schował do kieszeni.
 - Nie możemy czekać, aż dziewczyna się obudzi. Gra toczy się o ludzkie życie… - Wstał i przeciągnął się. – Pułkowniku, na początek chcielibyśmy zobaczyć miejsca, w których dokonano trzech ostatnich zbrodni.
 - D-Dobrze… - Lekko zaskoczony mężczyzna również wstał. – Zaraz zbiorę grupę techników kryminalnych…
 - To nie będzie konieczne. – Alphonse podał Greenowi skrawek papieru. – Proszę napisać tutaj adresy, resztą zajmiemy się sami. Powinien pan odpocząć.
   Pułkownik otworzył usta aby zaprzeczyć, jednak zrezygnował. Usiadł na swoim miejscu, po czym wykonał prośbę młodszego Elric’a. Al wziął kartkę ze spisanymi adresami i w towarzystwie brata opuścił gabinet. Kiedy wyszli na rynek miejski przed kwaterą, Alchemik Duszy kątem oka spojrzał na zamyśloną twarz Edwarda. Zachowanie Stalowego Alchemika ewidentnie wskazywało na to, że znalazł jakiś punkt oparcia. Coś, od czego można będzie zacząć działać.

* * *

   Późnym popołudniem bracia Elric dotarli pod ostatni z podanych adresów. Był to dom pułkownika Green'a, miejsce, w którym dokonano ostatniego ataku. Przed budynkiem kręciło się dwóch uzbrojonych wojskowych. Wyraźnie można było dostrzec zmęczenie wymalowane na ich bladych twarzach.
   Chłopcy zbliżyli się do nich, po czym pokazali swoje srebrne zegarki.
 - Państwowi Alchemicy...? - Wojskowi wyglądali na zaskoczonych. - Proszę, możecie wejść do środka.
   Edward kiwnął głową, po czym w towarzystwie brata przekroczył próg domu. Pierwszą rzeczą, która przyciągnęła ich wzrok były jasnobrązowe drzwi, oklejone czerwoną taśmą w białe, poprzeczne pasy. Zrozumieli, że znajdujące się za nimi pomieszczenie jest miejscem, w którym doszło do nieudanej próby zabicia siostrzenicy pułkownika.
   W milczeniu ruszyli w tamtą stronę. Po chwili wahania otworzyli drzwi i weszli do środka. Ich oczom ukazał się średniej wielkości pokój, z całą pewnością należący do młodej dziewczyny. Na miodowych ścianach wisiały przeróżne obrazy, najprawdopodobniej autorstwa samej Milii. Pod jedną ze ścian stała duża, drewniana komoda. Znajdowało się na niej zdjęcie, przedstawiające czteroosobową rodzinę: rodziców i dwójkę dzieci. Ramka przyozdobiona była skromną, czarną wstążką. Obok niej leżały dwie, złote obrączki.
 - Teraz wiemy, dlaczego Green zajmuje się dziećmi swojej siostry - odezwał się Al.
   Edward skinął głową, po czym przeniósł wzrok na stojące pod oknem łóżko. Znajdująca się na nim biała pościel zbryzgana była zaschniętą krwią. W podobnym stanie była okoliczna posadzka. W powietrzu czuć było nikły zapach siarki. Stalowy zbliżył się do łóżka, przykucnął i zaczął uważnie przyglądać się podłogowym deskom. Stojący trochę dalej Alphonse ze zdziwieniem obserwował jego poczynania. Czasami Ed miał dziwne pomysły, ale... Dlaczego tak dokładnie badał posadzkę w każdym z trzech miejsc zbrodni?
 - Edziu, co ty...?
 - Nie teraz, Al.
   Alchemik Duszy westchnął ciężko, opierając się o pobliską ścianę. Nie pozostało mu nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość i czekać.
   Po dłuższej chwili Edward wstał i przeciągnął się.
 - I wszystko jasne… - mruknął pod nosem.
 - Edziu, możesz mi wyjaśnić, o czym mówisz…?
   Stalowy Alchemik kątem oka spojrzał na zniecierpliwionego brata, po czym gestem kazał mu się zbliżyć.
 - Przyjrzyj się, Al. Podłoga w pobliżu łóżka, na którym leżała ofiara nosi wyraźne znaki użycia alchemii. Do tego ten zapach siarki…
 - Czyli mordercą musi być osoba znająca się na alchemii? To dość znaczący trop.
   Ed energicznie podrapał się z tyłu głowy, robiąc przy tym niewyraźną minę.
 - Wszystko na to wskazuje… - westchnął ciężko. – Pytanie, jak znajdziemy kogoś, kto nie pozostawia po sobie śladów. Zasadzka moim zdaniem nie ma sensu, morderca nie jest idiotą, nie da się złapać…
 - Może zrobimy spis wszystkich osób z okolicy, które kiedykolwiek miały styczność z alchemią, bądź alchemikami? – zaproponował Al. – Takie rzeczy powinny być w aktach.
   Edward przez chwilę zastanawiał się, po czym kiwnął głową.
 - To jedyne, co możemy zrobić. Przekopiemy akta w kwaterze, powinniśmy coś znaleźć.
   Alphonse zgodził się z bratem. Chwilę później obaj opuścili dom pułkownika i skierowali się w stronę siedziby wojska. Po drodze prowadzili luźną rozmowę, starając się choć na chwilę zapomnieć o przytłaczającej atmosferze i tragedii, której doznali mieszkańcy Mizobe. Nie zdawali sobie jednak sprawy z faktu, że od dłuższego czasu obserwowani byli przez osobę ubraną w beżowy płaszcz z naciągniętym na głowę kapturem. Był to młody mężczyzna, w wieku dwudziestu, najwyżej dwudziestu kilku lat. Opierał się plecami o pobliski mór, bystrym wzrokiem obserwując obu alchemików. Wyjął z ust papierosa, po czym wypuścił dym i uśmiechnął się lekko.
 - No proszę, Państwowi Alchemicy. Wygląda na to, że zabawa dopiero się rozkręca – powiedział głosem przepełnionym euforią.

12 komentarzy:

  1. Boski rozdział ! Coraz bardziej jestem ciekawa następnymi wydarzeniami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww, świetne jest to opowiadanie! Wiesz, nie mam sił do pisania długiego komentarza, bo jestem zmęczona szkołą D:
    Btw, dalej nie wiem, kto ich obserwuje. Albo nikt tego nie wie, albo ja jestem taka głupia i nie potrafię myśleć (ba.).
    Alchemik? Łooooo, robi się ciekawie ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze: Przepraszam! Przepraszam, że tak późno komentuję, lecz gdy przeczytałam to nie miałam jak skomentować, a potem na śmierć zapomniałam. Gniewasz się?:)

    To teraz rozdział. Bardzo mi się podobał. Alchemik? Interesująco. Jestem ciekawa jak się rozwinie akcja.

    Pozdrawiam i czekam na next.^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejo xD Kolejny rozdział na 6! Akurat ja nie czytałam wcześniej wersji z obrazkiem i obrączkami. Fajnie o tym napisałaś. Powiem to co myślę: Masz talent XD Oczywiście do pisania. Oczywiście czekam z innymi cierpliwie na kolejny rozdział.
    Ja chcę Mustanga! <3 Pozdro ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Domyślam się kto to może być ten ,, młody mężczyzna ,, . Mam tylko jedno pytanie czy, czarne włosy

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam , czy ma czarne włosy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie ma czarnych. Albo pomyślałaś o złej osobie, albo ja gdzieś źle napisałam o kolorze włosów. ; D

      Dziękuję za komentarze i pozdrawiam wszystkich!

      Usuń
  7. nic, tylko czekać na kolejny rozdział! 8D nie wiem, jakim sposobem nie skomentowałam tego. Q_Q
    zaintrygowało mnie to wszystko, czemu Edzio tak podłogę maca, postać z ostatnich linijek, której nie mogę się doczekać i jak to wszystko się rozwiąże! ^^

    swoją drogą - u mnie nowy rozdział. QUQ

    pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Co fakt to fakt, nie oglądałam FMA, więc średnio ogarniam o co chodzi, ale dzieki twojemu opowiadaniu... Moja chęć do obejrzenia tego anime wzrosła. *O* Piszesz super, błędów nie wyłapałam (jedynie dwa ortograficzne), ale one zdarzają się wszystkim. ;) Ogółem to podoba mi się fabuła. Czekam na kolejny rozdział
    Ayame (ta z Asucon'a ;D)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za komentarze! ^-^

    Hej, Ayame! Pamiętam Cie doskonale. Gdybyś chciała pogadać, albo ktokolwiek by chciał, oto mój nr. GG: 43792600

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć~!
    Wpadam tutaj teraz, bo nie miałam ostatnio zbyt wiele czasu. Przyznam, że historia wymyślona przez Ciebie bardzo mnie zaintrygowała ^^. Czekam na czwarty rozdział w międzyczasie ponownie oglądając KnB.
    Pozdrawiam~!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale kryminał! Podoba mi się! ^^ końcówka zapowiada się obiecująco więc dobrze że nie muszę czekać na 4 rozdział :D Edzio ma nosa i się rozkręca a to znaczy że niedługo coś pierd-, zacznie się dziać.. ^-^" Z początku myślałam że to ten wujek tej dziewczynki, ale teraz to raczej mało możliwe.. dupa ze mnie nie detektyw :c

    OdpowiedzUsuń